Kłótnie pomiędzy rodzeństwem zdarzają się niemal w każdej rodzinie a ich temperatura czasami osiąg stan wrzenia. Na szczęście przeważnie nie ma powodów do niepokoju – takie kłótnie to naturalny etap w rozwoju dzieci. Dlaczego rodzeństwo się kłóci i w jaki sposób powinni reagować rodzice – wyjaśnia psychoterapeutka Joanna Jeżak, z którą rozmawia Wojciech Musiał. . . Moje dzieci, obecnie w wieku ośmiu i dziesięciu lat, dotychczas potrafiły się ze sobą dogadać. Niestety, od pewnego czasu zaczęły się pomiędzy nimi kłótnie. Czasami są to krótkie sprzeczki o jakąś drobnostkę, ale temperatura niektórych takich sprzeczek osiąga stan wrzenia. Bywają dni, że panuje między nimi całkowita harmonia, ale nigdy nie wiadomo, kiedy można się spodziewać następnego wybuchu. Czy takie sprzeczki są czymś normalnym, gdy ma się rodzeństwo? Najzupełniej. Oczywiście są wyjątki, ale generalnie kłótnie między rodzeństwem nie są czymś wyjątkowym. Gdy starsze dzieci zaczynają się kłócić, a wcześniej tego nie było, to przyczyny kłótni mogą być dwie: wcześniej nie wyrażały do końca swoich emocji i uczuć, np. zazdrości, a w pewnym momencie zaczęły je ujawniać. I bardzo dobrze, że ujawniły, bo to o wiele zdrowsze, niż duszenie w sobie. Może być też tak, że dzieci w pewnym momencie przestały się dogadywać, bo zaczęły mieć inne potrzeby. Wcześniej rozwiązywały problemy poprzez wspólną zabawę, a w tej chwili szukają dla siebie większej przestrzeni, rośnie ich poczucie indywidualności, czego konsekwencją jest to, że wchodzą sobie w drogę. Czy kłótnie wśród rodzeństwa są powszechnym zjawiskiem? Są rodzeństwa, które dogadują się lepiej i takie, które dogadują się gorzej. Ale nawet wśród tych pierwszych zdarzają się gorsze chwile. Bo w ich życiu może nastąpić trudny moment, zwłaszcza gdy dziecko wchodzi w okres dojrzewania, wtedy takich chwil robi się coraz więcej. Dziecku jest trudniej z całym światem. I wtedy nie ma znaczenia, czy to brat, czy siostra, kłóci się po prostu dwoje ludzi, którzy szukają swojej drogi. Zaczęli od siebie nawzajem, ale za chwilę zaczną się kłótnie z rodzicami. Zaskakująca jest natomiast temperatura tych kłótni. Ogień wybucha nagle i jest niezwykle gwałtowny. Odpowiem pytaniem: a czy Pana dzieci się obrażają, czy się na siebie złoszczą? Raczej się złoszczą. I to jest dużo lepsze. Jeśli się obrażają, to najpierw trzeba to sprowadzić do złości, a później doprowadzamy do takiego rodzaju złości, który będzie bezpieczny dla drugiej osoby i dla nich samych. Żeby nie ranić drugiej osoby i żeby były świadome tego, co się z nimi dzieje. Gdy temperatura kłótni gwałtownie rośnie, dzieci mogą tego nie rozumieć. Ważne więc, żeby spostrzegły, że tracą panowanie nad sobą i że ich emocje można wyrazić w inny sposób, niekoniecznie raniący brata lub siostrę. Ważne też, żeby rodzice umieli zachować bezstronność, a przede wszystkim nie próbowali dochodzić, kto ma rację. Najgorsze, gdy zaczniemy się bawić w detektywa. Po pierwsze, nigdy nie ustalimy, po czyjej stronie jest racja, a po drugie, nie powinniśmy rozwiązywać problemu za dzieci. Należy pomóc im nazywać ich emocje: „Rozumiem, że się rozzłościłeś, zdenerwowałeś, rozumiem, że doszło do sprzeczki, wierzę, że jesteście w stanie to rozwiązać”. Chodzi o to, żeby przerwać eskalację emocji i doprowadzić do chwili refleksji. Oczywiście, jeśli doszło do rękoczynów pomiędzy rodzeństwem, to reagujemy fizycznie i ich rozdzielamy. Czy brat z siostrą kłócą się bardziej niż rodzeństwo tej samej płci? To raczej kwestia charakterów, stosunku rodziców do dzieci, a przede wszystkim potrzeb – na ile brat czy siostra blokują realizację potrzeby, która jest w tym momencie dla dziecka najważniejsza. A czy różnica wieku ma wpływ na częstotliwość i temperaturę kłótni? Tak, różnica wieku ma znaczenie. Dzieci w zbliżonym wieku częściej się ze sobą bawią, więc siłą rzeczy ryzyko sprzeczek jest nieco większe. Często są to też kłótnie o zabawki i związane z zabawą. Przy większej różnicy wieku relacje między rodzeństwem są rzadsze, więc i okazji do kłótni jest mniej. W jednym i drugim przypadku warto pamiętać o tym, że dzieci niekoniecznie wyrażają wprost swoje potrzeby. I często zazdrość o uwagę rodziców może być głównym powodem kłótni, bez względu na różnicę wieku rodzeństwa. Z tym, że przy mniejszej różnicy rodzice bardziej taką sytuację uwzględniają. Przy dużej różnicy wieku starsze dziecko może głębiej ukrywać zazdrość, bo czuje, że nie wypada jej wyrazić, gdy w domu pojawiło się takie maleństwo, a z kolei młodsze dziecko boi się mówić otwarcie przy takim autorytecie, jak dużo starszy brat czy siostra. A w rodzinach, w których dzieci jest więcej niż dwójka? Jest taka teoria, że najmniej uwagi rodzice poświęcają dziecku środkowemu. Bo pierwsze, wiadomo, skupia całą uwagę rodziców, a potem najwięcej uwagi poświęcają najmłodszemu dziecku, więc to środkowe jest nieco pokrzywdzone. Ale to tylko schemat, najważniejsze są charaktery dzieci oraz rodzaj relacji z rodzicami. Gdy rodzice kłócą się między sobą, dzieci to obserwują i powielają wzorzec? Tak. Dorośli często przeceniają jakieś konkretne metody wychowawcze, a nie doceniają roli modelowania, czyli tego, że dzieci najlepiej uczą się dzięki obserwacji i doświadczeniu. I jeśli rodzice sami ze sobą oraz w kontakcie z dzieckiem umieją wyrazić swoje emocje, potrzeby, asertywnie obronić swoje zdanie, to dzieci uczą się właśnie takiego sposobu rozwiązywania konfliktów. Mówi się, że rodzeństwo albo razem może konie kraść, albo „Nawet nie oddychaj w moim kierunku”. A więc dwie skrajności. To nie jest prawda. Ona leży pośrodku. Skrajne relacje, jak to zwykle bywa, należą do rzadkości. Kiedy rozbrzmiewa dzwonek alarmowy? Kiedy kłótnie stają się na tyle ostre, że potrzebna jest np. interwencja terapeuty? Zacznijmy może najpierw od interwencji rodzica. Bo nie w każdą ostrzejszą wymianę zdań musimy od razu wkraczać. Na pewno blokujemy wszystkie sytuacje zagrożenia fizycznego (tylko warto się dowiedzieć, czy to jest bitwa naprawdę, czy na niby! Ja pytam wtedy każde dziecko oddzielnie, czy to, co się w danym momencie dzieje, jest na pewno dla nich zabawą). Czasem warto dzieciom pomóc w wyhamowaniu ekspresji emocji, naprowadzić na rozmowę. Jeśli chodzi o interwencję terapeuty, to widzę taką potrzebę w dwóch przypadkach: kiedy rodzic ma poczucie, że w większości konfliktów poszkodowane jest jedno z dzieci. Tym bardziej, jeśli zdarza się to często i widzimy niepokojące objawy u dziecka. Drugi przypadek, to jeśli sami jako rodzice sobie z tymi kłótniami nie radzimy i mamy poczucie, że wykraczają one poza zdrowe, choć trudne relacje między rodzeństwem. W każdym przypadku do terapeuty idą rodzice, a nie dzieci. Przynajmniej na początku. Często bowiem wystarczy wsparcie i uświadomienie rodzicom przez terapeutę pewnych procesów, które zachodzą w rodzinie, a które utrudniają utrzymanie dobrych relacji między rodzeństwem. Może się też zdarzyć, że powód kłótni jest banalny. U mnie w domu do konfliktów najczęściej dochodzi rano, gdy dzieci są zaspane i głodne, a my je w dodatku popędzamy. A gdy już zjedzą śniadanie, znów są małymi aniołkami! To dowód na to, że jeśli rodzina jest zdrowa, to dzieci nie pokłócą się na noże. A jeśli temperatura kłótni wzrasta, to tylko na moment. Dobrze jest wytłumaczyć dzieciom, że należy odróżniać emocje od uczuć. Czyli że można się jednocześnie kochać, ale i zezłościć na siebie. To bardzo odciąża zarówno dzieci, jak i rodziców. Rodzice często są przerażeni kłótnią – jak nasze dzieci mogą się tak nienawidzić! A tu nie chodzi o nienawiść, tylko o zwykłą, chwilową złość. Emocje, a nie uczucia. A jeśli nauczymy dzieci rozróżniać te dwa stany, to też będzie im łatwiej zrozumieć własne zachowania. Najbardziej przeszkadza i drażni powtarzalność kłótni. Ja już tysiąc razy tłumaczyłem moim dzieciom i apelowałem do ich logiki i rozsądku, i nic to nie daje. Bo nie trzeba apelować do rozsądku, ale do emocji. Dzieci doskonale potrafią zrozumieć logiczny wywód, ale brakuje im umiejętności radzenia sobie z emocjami. Gdy po kilku minutach kłótni złapią oddech, to będą doskonale wiedzieć, że sprzeczka była bezsensowna, na logikę to wiedzą. Ale w danym momencie „skacze im ciśnienie” i z tym nie potrafią sobie poradzić. Chodzi więc o to, żeby nazwać te emocje za nie i uświadomić im, skąd się wzięły. Pamiętajmy też, żeby raczej opisać to, co dzieje się między dziećmi, a nie rozwiązywać za nie problem. Powiedzieć: „słuchajcie, widzę dwójkę kłócących się dzieci, widzę, że jesteście rozzłoszczeni”. Jakbyśmy opisywali zdjęcie. Wtedy dzieci same się zreflektują i zastanowią, czy chcą w to wchodzić dalej, czy rozwiązać problem w inny sposób. Trzeba też im pomóc nazwać nie tylko uczucia i emocje, ale też potrzeby. Na przykład, że jedno z nich potrzebuje więcej przestrzeni i nie chce w tym momencie bawić się z bratem czy siostrą, albo że chce teraz mieć mamę czy tatę tylko dla siebie. A co z porównaniami? One wydają się nieuniknione… Należy ich zdecydowanie unikać: że Zosia lepiej tańczy, a Staś lepiej liczy. Nie porównujmy też pozytywnie, mówiąc do dziecka np.: Ty liczysz lepiej od siostry. To powoduje, że paradoksalnie tak chwalone dziecko czuje się gorzej, a nie lepiej. Lepiej powiedzieć: Staś liczy szybciej, bo jest starszy, ale wiem, Zosiu, że ty byś też tak chciała, prawda? Czyli znów pomagamy dziecku w nazwaniu jego odczuć. I pamiętajmy też, że sprawiedliwie nie znaczy równo. Ważniejsze są znów potrzeby dziecka w danej chwili. Jeśli jednemu kupujemy buty, bo potrzebuje nowych, to nie kupujmy butów drugiemu dziecku, ale spytajmy je, czego w danej chwili potrzebuje. Mogą to być buty, ale może nowa sukienka, albo wręcz wspólne wyjście do kina. Na koniec jeszcze warto podkreślić, że budowanie relacji między rodzeństwem to długi proces, może on przebiegać w sposób bardziej ewolucyjny, ale też czasem rewolucyjny. I my, jako rodzice często potrzebujemy dużo cierpliwości i spokoju, żeby przetrwać ten bardziej burzliwy czas. I wiary w dzieci, w ich wzajemną miłość. . Joanna Jeżak – pedagog, coach, psychoterapeutka. Właścicielka Centrum Rozwoju Dziecka i Rodzica PESTKA. Od lat towarzyszy w rozwoju dzieciom, rodzicom i nauczycielom prowadząc warsztaty oraz spotkania indywidualne. Mama dorosłego Krzyśka, nastoletniego Stasia i maleńkiej Zosi. Foto: Flickr/Amanda TiptonTowarzystwo. Jeżeli przebywasz poza domem przez dłuższy czas, dwa koty będą sobie świetnie dotrzymywać nawzajem towarzystwa. Uczucie nudy, porzucenia czy samotności przestanie być jakimkolwiek problemem. Dwa koty nie tylko będą się ze sobą bawić, będą również spać razem obok siebie, jak również dbać wspólnie o swoją
Dlaczego dwa koty w domu zamiast jednego? Koci dwupak czyli dwa koty w domu to najlepsze rozwiązanie nie tylko dla kotów, ale też dla nowych opiekunów. Jeśli zastanawiacie się nad adopcją kota – pierwsze co to rozważcie wzięcie dwóch kotów od razu! To za dużo?! Zaraz rozwieję wszystkie Wasze wątpliwości. W tym poście nie będę przekonywać o słuszności sprawy poprzez wpływanie na Wasze uczucia. Nie będę też używać ckliwych określeń, aby wywołać u Was wzruszenie. Nie będę tego robić, bo uważam że fakty mówią same za siebie, więc właśnie faktów użyję aby przekonać Was, że warto mieć dwa koty w domu! Dwa koty w domu – koszty utrzymania Koszty – to co zawsze najbardziej wpływa na naszą decyzję! Otóż jeśli dobrze wszystko policzymy, okazuje się, że utrzymanie dwóch kotów nie jest o wiele większym wydatkiem niż jednego osobnika. Kalkulacja? Proszę! Założenia ilości karmy jaką powinien spożywać kot w ciągu doby są różne, ale przyjmijmy że jeden kot je 50g suchej i 50g mokrej karmy dziennie. Zakładając karmę o dobrym składzie (jaka to konkretnie – to w innym artykule), dla jednego kota kupujemy ją zazwyczaj w mniejszych ilościach, natomiast posiadając dwa, możemy pozwolić sobie na kupno większej ilości na raz, co zmniejsza cenę jednostkową. Karma sucha: 400g – około 32 zł /kg 7,5kg – 20 zł/kg To samo z karmą mokrą – 1 saszetka dziennie to koszt około 50zł /kg – starcza ona na dwa dni. Puszka to około 30zł/kg Za saszetkę płacimy około 2,5zł dziennie za jednego kota Za puszkę płacimy około 3 zł dziennie za dwa koty W przypadku jednego kota, dziennie wydajemy na jego karmienie 4,1 zł dziennie, a przy dwóch kotach 5zł – dużo? Chyba nie! A teraz wasze pytanie – dlaczego nie możecie kupić takiej dużej ilości jedzenia dla jednego kota? Możecie, ALE! Wasz kot, jedzący 50g suchego jedzenia dziennie, będzie jadł 7,5kg karmy przez 150 dni! To dosyć długo – po pierwsze smak wciąż tej samej karmy kiedyś mu się znudzi, a prawie pół roku to dosyć długi czas, poza tym suche jedzenie po jakimś czasie, nawet przy dobrym zamknięciu po prostu się UTLENIA, przez co traci smak. Wasz kot może przestać jeść karmę, która leży otwarta aż pół roku, przez co będziecie musieli kupić nową, a tą… w najlepszym wypadku oddać do schroniska, co zwiększa Wasze straty. Saszetka też nie może leżeć otwarta w lodówce bez końca – 2 dni to max, dlatego posiadając jednego kota musicie kupować mniejsze ilości mokrego jedzenia, a przy dwóch osobnikach możecie pozwolić sobie na puszki które mają więcej zawartości i które kosztują mniej! Poza tym, bądźmy szczerzy – mało kto, posiadający jednego kota, kupuje wielkie paczki jedzenia na raz. Zazwyczaj polegamy na mniejszych opakowaniach, które łatwiej nam kupić w sklepie obok domu. Ten artykuł Ci pomógł? Teraz pomóż mi! Wejdź TUTAJ i wspomóż moich podopiecznych. Kup kalendarz – dochód z jego sprzedaży będzie przeznaczony w całości na wykarmienie i leczenie moich podopiecznych. Kalendarz jest śliczny i idealnie nadaje się na prezent świąteczny dla kociarzy! Dwa koty w domu to więcej rozrywki i brak nudy Niechciane zachowania Kot to samotnik? Nic bardziej mylnego! Koty to zwierzęta stadne! Uwielbiają się bawić, biegać i skakać. Jeśli nie mają towarzystwa to ‚wyżywają się’ na naszych nogach, firankach i meblach. My nie zawsze mamy czas żeby się z nimi pobawić, a one codziennie tego potrzebują! Zapewniając kotu towarzystwo, najczęściej zapewniamy sobie przespane noce – koty żyją najczęściej w nocy – kiedy my śpimy, one chcą się bawić! Jeśli mają z kim, nie będą skakały na nasze drzwi od sypialni o 4 nad ranem, tylko zajmą się sobą!>/span> – Więcej rozrywki – dla nas! O tym że najbardziej zabawną rzeczą na świecie są gonitwy, gadanie i straszenie się kotów nawzajem, nie muszę wspominać! Posiadając dwa koty, możecie częściej doznawać tego typu rozrywki! – Szczęście – kotów i brak osamotnienia to bardzo ważny czynnik, który bardzo często wpływa na lepszy rozwój, mniejszą zachorowalność u zwierząt. Czują się bezpieczniejsze, stres związany z przeprowadzkami, transportami czy gośćmi w domu jest o wiele mniejszy, dzięki temu że nie są w tym strachu sami! Czy wystarczy mi miejsca dla dwóch kotów? Miejsce- a raczej jego brak, to jedna z częstszych wątpliwości przyszłych właścicieli kotów. Pamiętajmy jednak, że koty to zwierzęta nadrzewne! Ich przestrzeń życia, to nie tylko m2 po których poruszamy się my. Mają one do dyspozycji parapety, szafki, półki… przez co nasze 40 metrowe mieszkanie, dla nich może być 70 metrami czystej zabawy! Poza tym każdy z nas wie, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze! To są najważniejsze z wielu powodów dla których powinniśmy adoptować w dwupaku! Z ciekawostek mogę Wam napisać że są organizacje, które oddają koty do adopcji TYLKO razem, albo do kota który już mieszka w domu! Różne są sytuacje w kocim świecie, ostatnio kilka razy popełniłam błąd oddając kota samego, który powinien iść ze swoim obecnym towarzyszem. Takie zachowanie powoduje u kotów bardzo duży stres który doprowadzić może do obniżenia odporności, a o jej konsekwencjach nawet nie chce wspominać. Dlatego też przedstawiam moje obecne dwupaki, których nie możemy rozdzielić! Może ktoś się skusi?
Dwa koty możemy zostawić same w domu bez wyrzutów sumienia, że zanudzą się i będą tęsknić. Ponadto, przestaniemy być obiektem wszelkich pozorowanych ataków, wbijania pazurków w rękę, czy rzucania się na stopy – drugi kot o wiele lepiej się do tego nadaje. Prawdopodobnie w domu będzie też mniej zniszczeń, gdyż zwierzaki
Dwa koty po prostu potrafią być całkowicie różne. Kiedy przychodzi pora karmienia, za każdym razem pierwszy kot najpierw dostaje posiłek. Powinniśmy również wydzielać czas spędzony na aktywności z naszymi ulubieńcami, wszak ruch to zdrowie i wystarczy kwadrans wieczornej zabawy, żeby kot się przyjemnie zmęczył i może nawet
Na dworze obok mojego domu kłócą się dwa dorosłe koty. Śpiewają, aż słychać je na całej ulicy, a że tu cisza i do tego niedziela rano, to zainteresowałam się, bo mam kota, którego nie chciałabym później „szyć”. Podeszłam bliżej, zero reakcji, co jakiś czas zmieniały się w waleczny kłębek, oba już poranione do krwi. Nic nie zrobię, taka natura, walka o teren. W Poznaniu w doniczce po pelargoniach zasiały się dwa małe klony. Przesadziłam do doniczki i zabrałam do Soli. Są na tyle duże, że dziś wsadzę je do ziemi i będą miały szansę zasilić tutejszy zasobny drzewostan. Jedyny agrest na ogrodzie jeszcze dojrzewa, porzeczka już dojrzała, można coś z nią zrobić, zjeść na przykład. Tyle mam spraw do załatwienia – myślę sobie. Na część mam wpływ, a na część jeszcze nie lub może nawet wcale nie będę miała i w przyszłości. Wolność mojego wyboru to wolność w moim obszarze wpływu. Kocham tę wolność. Dawniej myślałam, że niewiele mogę, dziś patrzę na to ile mogę, nawet czasu brakuje by to wszystko zrobić, wszystkiego doświadczyć. Wolna myśl kłębi mi się w głowie niezależnie od tego, czy mam czas, czy go nie mam. Czy mam wpływ na coś, czy go nie mam. Taką mam naturę. Teraz dużo słyszę o skutkach pandemii, każdy zna kogoś kto ucierpiał i to mocno. Również tego doświadczam, czasem jest przykro. Siedząc tu na ogrodzie, wśród śpiewu ptaków, czy kosząc trawę, czy zmieniając rzeczywistość, też myślę czasem o buziach i głosach moich dziadków, którzy byli tu zaledwie kilka lat temu. Dom pełen był ludzi, znajomych, przyjaciół, rodziny. Co by powiedzieli na to co tu jest teraz? Bardzo mnie kochali, choć krytykowali również, nie raz i nie dwa razy. „Pojechałam na taki plac przy szkole, tam gdzie są topole. Patrzę, a za nimi na placu cała masa nagrobnych płyt. Cmentarz myślę? Dziwne, bo poukładane jedna na drugiej, a nie obok siebie. Nagle zawiał wiatr, a topole zaczęły pylić. Pyliły na złoto, a wiatr zaczął unosić złoty pyłek tak, że wyglądał jak gwiazdki na niebieskim niebie. Zobaczyłam jak zasłania płyty i wychodzą zza nich ludzie. Znajomi, rodzina, których już z nami nie ma. Rozmowy, uśmiechy, normalne sytuacje z życia. Tak się wzruszyłam na ten widok, że pomyślałam, że muszę Ci to pokazać. Nagle wiatr ustał, pyłek opadł i ludzie zniknęli. Mimo to pojechałam po Ciebie. Wróciłyśmy i na początku nie było nic, ale później wiatr znów zawiał i sytuacja się powtórzyła. Też to zobaczyłaś. To takie piękne – powiedziałaś – dziękuję, że mnie tu przywiozłaś.” Moja córka miała taki sen. Niemalże go widzę, więc się z Wami dzielę. Kocham takie dni, kiedy rano mogę poleżeć w łóżku, w ciepełku i wygodzie do momentu kiedy naturalnie przeciągnę się i dopiero wstanę. A przecież zwykle wstaję o piątej i dobrze mi z tym. Przywilej? Nagroda? Nieważne jak to nazwę. Ważne, że jest. Moment to moment. Poza tymi momentami przesuwam swoją uwagę na te sprawy, na które mam wpływ. I tak tańczę swój taniec życia. Mój taniec, mojego pięknego życia.Oko kota jest nieproporcjonalnie duże, przez co skupianie się na obiektach odległych i bliskich staje się nie lada wyzwaniem. Dlatego też koty mieszkające w domu stają się krótkowzroczne, podczas gdy zwierzęta mieszkające na zewnątrz są dalekowzroczne.
Pamiętaj, że decyzja o zamieszkaniu w domu drugiego kota musi być bardzo starannie przemyślana, a samo zapoznawanie dwóch mruczków właściwie przeprowadzone. W innym razie może się to skończyć dużym stresem zwierząt, którego z pewnością pragniesz uniknąć. Wprowadzenie drugiego kota do domu może być nie lada wyzwaniem.
.